wtorek, 28 maja 2013

Od zaraz.

Dlaczego niby mam i pisać następną notkę dopiero jutro. Ja mam ochotę dzisiaj. Tu i teraz. Właśnie tu i teraz mam ochotę pisać o tym jak to wszystko jest beznadziejne. Nie będę w jednej notce wszystkiego opisywała ze szczegółami, bo na nie przyjdzie czas w następnych notkach.

Oto przedstawiam wam moje całkiem pozbawione sensu życie.
Dwa lata temu dowiedziałam się o rozwodzie moich rodziców. Kto jest w takiej sytuacji wie, jak ciężko jest przez to przejść. Ale dałam radę. Starałam się o tym nie myśleć, zapomnieć.
Marzeniem mojej mamy, od zawsze był domek jednorodzinny. Szukała w internecie przez bardzo długi czas zadowalającej oferty i w końcu znalazła. Ekipa miała w bardzo szybkim czasie przyjechać a przyjechała po pół roku. Ok. Przyjeżdżali i wyjeżdżali. Mama musiała dać im całe 100 tys.no więc dała. Ekipa zrobiła sam szkielet domu i wyjechała. Wyłączyli telefon. Na domiar złego nie mamy ich adresu domowego więc nie możemy ich pozwać do sądu. Chujowo, nie? Żeby dać im te pieniądze sprzedaliśmy mieszkanie i wprowadziliśmy się do dziadków. No przecież co to za problem wprowadzić się tu na miesiąc. Mieszkam w jednym pokoju z bratem, mamą i wujkiem (Nazywam go wujkiem ponieważ nigdy nie miałam ochoty użyć do niego określenia "ojczym" mimo że właściwie to teoretycznie nim jest.) Drugi pokój zajmuje babcia, a trzeci (duży pokój) dziadek. No, i tu zaczyna się kolejny problem. Dwa miesiące temu karetka zabrała dziadka do szpitala. Dziadek nie mógł wytrzymać przez astmę, a że lekarz przyjmował dopiero 2h później, mama zadzwoniła na pogotowie. Sanitariusze przyszli do domu, dziadek był cały czas przytomny.Pytali co się stało itd. Nagle dziadek stracił przytomność. Rozpoczęła się reanimacja... Naprawdę, straszne przeżycie. Po pół godzinie zabrali nieprzytomnego dziadka do szpitala. Okazało się później że podczas reanimacji sanitariusze połamali dziadkowi żebra przez nie może sam oddychać. Nie wiadomo tak naprawdę co mu dolega. Co chwilę zapada w śpiączkę. Jest na oddziale intensywnej terapii więc można być tam tylko dziennie 2h. od 11-12 i od 16-17. Dobra, koniec o tym. Na pewno napiszę o tym jeszcze kiedyś.
Kolejną rzeczą jest chłopak... Tak... To głupie, żałosne i przereklamowane... No ale przepraszam bardzo, zakochiwanie się nie jest zaplanowane. Jest do mój naprawdę dobry kolega, ale również obiekt mego zainteresowania. Wydaje mi się, może i to nie prawda ale mi się wydaje że między nami coś kiedyś coś było. Coś że mówili mi że pewnie za tydzień,  dwa ze sobą będziemy. Pisaliśmy ze sobą i było tak pięknie. Ale nie wszystko dobre dobrze się kończy... Pokłóciliśmy się o drobnostkę... Nie odzywaliśmy się do siebie.. Lecz po jakimś czasie znowu, gadanie wygłupianie się... Tyle tylko że to już jest bardziej przyjaźń niż coś więcej. Cóż, nie zawsze można mieć to, czego się chce. Cieszę się że jest jak jest.
Ehh, no i na koniec coś z ostatnich dni... Moja najlepsza przyjaciółka strasznie się ode mnie oddala. Nie gadamy ze sobą tyle co dawniej. Wychodzi z innymi osobami. Nie chodzimy już razem do szkoły. To straszne bo strasznie mi na niej zależało. Była najlepsza. Jak widać nie do końca bo prawdziwa przyjaciółka nie olałabym mnie dla pierwszej-lepszej osoby...


4 komentarze:

  1. Zapowiada się bardzo dobry blog. Trzymaj się. :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeśli miałabyś jakieś wątpliwości do tego czy pisać dalej, ja na pewno będę czytać. Może i przydałaby się lekka korekta, ale jest ok.

    Życzę ci, żeby wszystko się poukładało. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę dziękuję <3 A co do korekty to z chęcią poprawię to co uważasz za niepoprawne. No cóż, dobra w pisaniu raczej nie jestem, ale się staram.

      Usuń